– O „Placówce” myślimy jako o wysuniętym posterunku, który tak jak awangarda, czyli przednia straż, wytycza nowe kierunki i rozpoznaje nowe sytuacje – mówi Dariusz Kosiński w rozmowie z Kamilą Paprocką o idei, założeniach i celach programu „Placówka”.
Kamila Paprocka: Czym ma być „Placówka”?Dariusz Kosiński: To oczywiście kontynuacja dawniejszej „Placówki Nowego Teatru”, ale też odpowiedź na potrzebę istnienia miejsca umożliwiającego artystom eksperymentującym długofalową pracę. Chcielibyśmy w ten sposób uzupełnić lukę w polskim życiu teatralnym. W obecnym systemie finansowania działalności kulturalnej – systemie grantowo-projektowym – bardzo trudno prowadzić pracę o charakterze eksperymentalnym, laboratoryjnym, czyli taką, która zajmuje bardzo dużo czasu, nie wiadomo, jakie będzie miała rezultaty i czy w ogóle się uda. Czasem bardzo dobrze wymyślony projekt i ciekawe założenia kończą się produktywną klęską, czyli porażką, która okazuje się bardzo ciekawa.
W „Placówce” oczywiście nie chodzi o to, żeby kreować „produktywne klęski”, ale żeby umożliwić różnym grupom i artystom sprawdzenie, bez wielkiej presji czasu i rozliczeń, swoich pomysłów, intuicji i idei. Efektem ma być stworzenie nowej jakości teatralnej czy performatywnej. Ideą nawiązujemy do tradycji polskiego teatru eksperymentalnego, który w XX wieku przyniósł wiele docenianych na świecie osiągnięć. Jeden z jego przedstawicieli, Jerzy Grotowski, podczas ceremonii nadania mu tytułu doktora honoris causa we Wrocławiu, postulował, by szukać sposobów ochrony „tych, którzy jeszcze nie są mistrzami”. Przypomniał wtedy, że jemu – jako początkującemu, mało znanemu reżyserowi – udało się znaleźć miejsce, gdzie mógł spokojnie pracować – w Opolu. Oczywiście my takiego miejsca jak Teatr 13 Rzędów stworzyć nie możemy, ale chcielibyśmy dać pierwszy impuls.
Czym różni się „Placówka” od „Placówki Nowego Teatru”? Przypomnij proszę projekty, które powstały w ramach tej ostatniej.– „Placówka Nowego Teatru” była projektem kuratorskim Macieja Nowaka, nie tak regularnym i otwartym. Były to w zasadzie projekty artystów, którzy zgłaszali się do Instytutu. Najbardziej znany jest oczywiście „Chór Kobiet” Marty Górnickiej i kolejne jego warianty. Bardzo ciekawe były także projekty Agnieszki Błońskiej „Grubasy” i „Był sobie dziad i baba” oraz „W Przechlapanem” Rafała Urbackiego. Te propozycje stanowiły interesujące uzupełnienie polskiego życia teatralnego. Do tych założeń i doświadczeń odwołuje się nowa „Placówka”. Zaproszenie do zgłaszania projektów jest skierowane do wszystkich, nie stawiamy żadnych warunków wstępnych dotyczących sytuacji instytucjonalnej czy organizacyjnej. Na podstawie zgłoszeń komisja złożona z dyrekcji Instytutu i kierowników poszczególnych działów wybierze kilka propozycji do etapu finałowego. Ich twórcy zostaną zaproszeni do Instytutu na rozmowy, a następnie wybrane zostaną maksymalnie trzy projekty. Co bardzo istotne, warunki ich realizacji będą indywidualnie ustalane w umowach zawieranych z grupami bądź artystami.
Skąd nazwa „Placówka”?– Jest to rzecz jasna odniesienie do „Placówki Nowego Teatru”, ale też – nieco przewrotnie – do „Placówki” Bolesława Prusa – chociaż oczywiście nie chcemy zatrzymywać ekspansji teatru niemieckiego na teatr polski, tak jak bohater Prusa zatrzymywał ekspansję Niemców na polską ziemię (śmiech). O „Placówce” myślimy jako o wysuniętym posterunku, który tak jak awangarda, czyli przednia straż, wytycza nowe kierunki i rozpoznaje nowe sytuacje.
Co praktycznie dostaną beneficjenci programu? Czy mogą otrzymać np. honoraria za swoją pracę?– Dostają miejsce i czas, scenę, obsługę techniczną, środki na produkcję przedstawienia, na scenografię i muzykę, a zatem także honoraria dla osób, które będą nad tym wszystkim pracować. Ale to od pomysłodawców projektów będzie zależało, jak kwotę otrzymaną od Instytutu zagospodarują. Budżet „Placówki” wynosi 100 tysięcy złotych. Mogą zostać wybrane trzy projekty, ale też może jeden, więc trzeba dosyć realnie liczyć. Osoba, która składa wniosek, musi zdecydować, czy potrzebuje więcej pieniędzy na dekoracje czy technikę, jakie honoraria zapłaci osobom z zewnątrz czy samej sobie. W aplikacji wymagany jest wstępny kosztorys, ale dokładne decyzje finansowe będzie można podejmować indywidualnie na etapie podpisania umów.
A co jeśli zostanie wybrany jeden projekt, a nie trzy?– Byłoby rozsądnie zakładać budżet jednego projektu na 30 tysięcy złotych, ale jeżeli ktoś ma pomysł, w który bardzo wierzy i będzie on kosztował 60 tysięcy, to na pewno z góry go nie odrzucimy. Jeżeli nas zainteresuje, wybierzemy wtedy jeden lub dwa. Przy szacowaniu kosztów, trzeba też wziąć pod uwagę, że poza kwotą 100 tysięcy dodajemy naszą przestrzeń i obsługę sali.
Jakie kryteria będą przeważały w ocenie wniosków?– Ogólna formuła przyjęta w regulaminie mówi o poziomie efektów artystycznych, czyli spodziewanych wyników eksperymentalnych prac. One oczywiście mogą dotyczyć bardzo wielu rzeczy. Będziemy szukać takich projektów, w których pojawią na przykład nowe środki wyrazu, nowe metody aktorskie, nowy sposób budowania relacji między sceną a widownią. Pod uwagę brane będzie też znaczenie społeczne. W regulaminie przewija się też aspekt łączenia różnych dyscyplin, np. teatru z tańcem, ze sztukami performatywnymi, multimediami. Spróbujemy rozpoznać to, co naprawdę nowatorskie, co rozumiem w ten sposób, że wybrane projekty mają być odpowiedzią na wyzwanie, które jest odczuwane, ale jeszcze się nie sformułowało.
Czy ważne będzie kryterium gospodarności?– Na pewno będzie brane pod uwagę. To, że ktoś potrafi ułożyć budżet, świadczy o jego doświadczeniu w wywiązywaniu się z tego, co sobie założył. Ale nie odrzucimy zgłoszenia tylko dlatego, że ktoś tego nie potrafi. Jeśli znajdziemy w projekcie coś, czego nikt jeszcze nie wymyślił a będzie problem z budżetem, będę za tym, żeby się spotkać i porozmawiać z pomysłodawcą. Ważny jest etap rozmowy – drugi etap konkursu. To różni „Placówkę” od innych konkursów grantowych. W trakcie rozmowy, analizując poszczególne pomysły, ale i pozycje kosztorysu, jesteśmy w stanie zakomunikować, że finansowo dany projekt to fikcja. Ale jeżeli wynegocjujemy rozwiązania, które będą nas satysfakcjonować, nie widzę powodu, żeby projekt o dużym potencjale artystycznym nie został zrealizowany.
Zgłaszać się mogą indywidualni artyści czy muszą mieć wsparcie instytucjonalne?– Indywidualni artyści mogą się zgłaszać, ale na etapie podpisania umowy muszą mieć zaplecze organizacyjne, niekoniecznie instytucjonalne. Musi istnieć jakiś podmiot prawnofinansowy, z którym będziemy mogli zawrzeć umowę.
A co powinna zawierać wstępna eksplikacja?– Zgodnie z regulaminem jej najważniejszą częścią jest opis propozycji artystycznej – jak artyści wyobrażają sobie sposób pracy i jej efekty. Interesują nas zarówno projekty, które dopiero startują, ale też takie, które już gdzieś się zaczęły, odbył się wstępny etap pracy i potrzebne jest wsparcie organizacyjne, lokalowe, finansowe, żeby ją dokończyć. Prosimy też o informację o twórcach wraz z opisem ich doświadczeń, co pozwoli się zorientować, z kim mamy do czynienia. Ale dorobek nie jest elementem decydującym, będziemy wspierali także młodych artystów czy debiutantów. Kolejne dane to czas trwania i miejsce realizacji. Projekt częściowo może być realizowany gdzie indziej, naszą salę będziemy zaś rezerwować na pewien etap pracy. Istotny jest też czas, ponieważ nie możemy jej zupełnie wyłączyć z bieżącej działalności Instytutu. Dobrze byłoby, gdyby grupa artystyczna miała inne miejsce do pracy we wczesnych etapach projektu, finalizując go w Instytucie. Ale znów: jeśli zespół przedstawi bardzo interesujący projekt i nie będzie miał takiego miejsca, to będziemy wspólnie poszukiwać możliwego rozwiązania. Oczywiście w aplikacji powinien też się znaleźć wstępny kosztorys, o którym już mówiłem. Ostatni punkt to inne szczególne wymagania organizacyjno-techniczne, o których podanie prosimy, jeśli projekt wymaga czegoś specjalnego.
Jak długo taka „rezydencja artystyczna” maksymalnie może trwać?– Projekt będzie ogłaszany co roku, więc jest to rezydencja roczna. Pierwszy etap trwa do 30 września, w listopadzie przeprowadzimy rozmowy, grudzień mamy na doprecyzowanie umowy i jej podpisanie, od stycznia zaczyna się praca. Projekt więc musi być realizowany w ciągu następnego roku kalendarzowego, od stycznia do grudnia. Ważne żeby prace nad projektem obejmowały też wakacje. W lipcu i sierpniu, kiedy mniej się dzieje, będzie dogodny czas, żeby wejść na dłużej do sali teatralnej. Wyobrażamy sobie, że większość etapów przygotowawczych mogłaby być realizowana w jakiejś mierze poza Instytutem. Rozwiąże to problem zespołów, których członkowie mieszkają lub pracują poza Warszawą. Podczas warszawskiej rezydencji pokryjemy zaś im koszty noclegu i podróży. Projekt spoza Warszawy musi jednak uwzględnić te koszty w budżecie.
Co będzie się działo z finalnym efektem tej pracy, np. spektaklem?– Finałowe wydarzenie zostanie zaprezentowane w Instytucie Teatralnym w terminach i liczbie prezentacji ustalonych indywidualnie. Jakieś założenia zawarte będą na pewno w umowie, a później będziemy je precyzować, bo w grudniu ciężko decydować, co będzie za rok. Efekt pracy może być pokazany w Instytucie kilka razy, po czym zespół dostaje do swojej pracy pełnię praw autorskich. Instytut nie pełni roli współproducenta czy współautora, nie będzie sobie rościł żadnych praw. Dalsza eksploatacja będzie po stronie twórców, co oznacza zarazem, że zespół wszystkie profity z tej produkcji i pokazów będzie miał dla siebie.
Czyli wsparcie dajemy na etapie powstawania….– Tak, ale chętnie na pierwsze prezentacje zaprosimy znanych ludzi, podzielimy się kontaktami, szepniemy tu i tam, że jest taki świetny projekt. Promocja jest ogromną siłą, którą może dać Instytut. Jestem pewien, że potrafimy zainteresować rynek teatralny nową, ciekawą propozycją. Taki rodzaj szeptanego lobbingu natychmiast daje przedstawieniu siłę już na starcie, pojawia się możliwość zainteresowania nim, np. kuratorów festiwali takich jak Boska Komedia czy Platforma Tańca. Mamy też wiele kontaktów zagranicznych. Wybrane projekty otrzymają więc nie tylko wsparcie finansowe, ale też promocyjne. Będziemy dla nich inkubatorem.