fbpx
Tytuł nieadekwatny do treści

Tytuł nieadekwatny do treści

Autor zadedykował książkę Wiesławowi Michnikowskiemu, którego siła komizmu na scenie i estradzie była legendarna, a i żarty, które robił kolegom także przeszły do legendy.
opublikowano 7 lutego 2020
Roman Dziewoński, syn Edwarda od dzieciństwa przesiadywał za kulisami teatrów i w garderobie taty. Poznał wtedy bohaterów swojej książki „Siła komizmu… destrukcyjna?”. Relacje z tych wizyt, specyficzną atmosferę tam panującą znajdziemy w książce.

 

Autor zadedykował książkę Wiesławowi Michnikowskiemu, którego siła komizmu na scenie i estradzie była legendarna, a i żarty, które robił kolegom także przeszły do legendy. Ale bohaterami książki uczynił oprócz Wiesława Michnikowskiego jeszcze trzech innych gigantów komedii: Bogumiła Kobielę, Mieczysława Czechowicza i swojego ojca Edwarda Dziewońskiego. Wszyscy czterej debiutowali w teatrze w lżejszym repertuarze.

„Błyskawiczna reakcja Kobieli nieraz zaskakiwała tych, którzy chcieli go >>ugotować<< na scenie. Potem już nie ryzykowali. Zawsze wymyślił bowiem coś takiego, że to oni zaczynali się śmiać albo publiczność przyjmowała to jako przygotowany numer. Właściwie każdą sytuację mógł Kobiela rozwinąć w scenkę, napompować grą skojarzeń, doprowadzając często do absurdu, który rozśmieszał wszystkich obecnych” – pisze Roman Dziewoński. A opisując Czechowicza cytuje Edwarda Dziewońskiego: „Miał w sobie taką naiwność dziecka, która potrafił siedzących przy stolikach ludzi doprowadzić do łez ze śmiechu. Powiedziałbym, że trafiał w melodię dowcipu”. Pisząc o Edwardzie Dziewońskim przytacza słowa Gustawa Holoubka: „Był aktorem całą gębą. Całe jego jestestwo, charakter, to, co składało się na jego chemię, było aktorstwem. On nie mógł być nikim innym”. A pisząc o Wiesławie Michnikowskim oddaje głos Piotrowi Fronczewskiemu: „Czy Wiesio był zaszufladkowany? Chyba nie, bo był świetnym, doskonałym aktorem. No, a to że grał w większości role komediowe, to wszystko, co mieści się w kategorii komedii, czyli w farsie i grotesce, było dla niego organiczne. Nie wiem, czy orientował się w tym ciężarze komediowym, jaki w sobie nosił. Czort wie”.

Autor stara się wspomnieć jak najwięcej z dokonań artystycznych czwórki swoich bohaterów. Wspomina także o ich rolach w dramacie, i przy tej okazji wyjawia na czym polegała destrukcyjna siła komizmu. Chodziło o to, że publiczność przyzwyczajona do komediowych ról naszych bohaterów podświadomie oczekiwała po nich tego samego także w rolach dramatycznych. Ale tak naprawdę nie owa destrukcyjna siła komizmu jest treścią książki.

Autor robi rajd po dokonaniach artystycznych swoich czterech bohaterów. Przytacza żarty robione przez nich kolegom na scenie i poza nią. Niektóre do dziś śmieszą, ale wielu z nich nie da się opisać, i autor nawet nie próbuje. Można się tylko domyślać ich komicznej siły.

Roman Dziewoński zamieścił w książce fragmenty rozmów prowadzonych na przestrzeni lat m.in. z Aliną Janowską, Barbarą Krafftówną, Danutą Szaflarską, Stefanią Grodzieńską, Edwardem Dziewońskim, Wiesławem Michnikowskim, Bronisławem Pawlikiem. Obficie cytuje także fragmenty recenzji sztuk, w których grała czwórka artystów a także fragmenty książek, w których ich dokonania, żarty czy wspomnienia o nich zostały już uwiecznione.

Uczynienie bohaterami książki aż czterech artystów spowodowało, że ciągle skaczemy od jednego do drugiego. A jeszcze dodatkowo Dziewoński robi wtręty dotyczące mistrzów bohaterów książki. A jeszcze i wspomni o inspicjencie z Teatru Współczesnego w Warszawie, a to opisze spotkanie z technicznym, który montował lamki w „Bratniaku” w Gdańsku, a to opisze Grand Hotel w Sopocie, a to napisze o ucieczkach obywateli PRL-u do Szwecji w latach 50. Robi się trochę taki groch z kapustą. Czytając książkę miałam wrażenie, że autor wrzucił do niej wszystko co tylko pachniało jej bohaterami.


 

Roman Dziewoński, „Siła komizmu… destrukcyjna?”
Wydawnictwo LTW, Łomianki 2019

Powiązane

Zobacz również

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności