fbpx
Teatr Rozmaitości na celowniku

Teatr Rozmaitości na celowniku

Monografia Świerczyńskiej jest pełna potknięć. Nagina obraz Teatru Rozmaitości do konstruowanych przez autorkę teorii.
opublikowano 9 marca 2020
Justyna Świerczyńska, absolwentka psychologii oraz teatrologii Uniwersytetu Gdańskiego napisała monografię „Teatr Rozmaitości Jarzyny i Warlikowskiego”. Wykorzystując wykształcenie psychologa analizuje twórczość obu artystów pod kątem teorii psychoanalizy. Jej monografia dotyczy nie tylko ich twórczości, ale także wizerunku opisywanego teatru, widowni, zespołu aktorskiego.

 

Rok 1999, kiedy to Grzegorz Jarzyna zostaje dyrektorem Teatru Rozmaitości i zaprasza do współpracy Krzysztofa Warlikowskiego i rok 2007, kiedy drogi obu artystów się rozeszły stanowią cezury monografii Świerczyńskiej. Po prawdzie cezurą powinien być rok 1998 – ponieważ właśnie wtedy Grzegorz Jarzyna został dyrektorem Teatru Rozmaitości.

Takich lapsusów w omawianej książce jest więcej. Obaj artyści, których twórczość analizuje Świerczyńska, są ukazani jakby zanim nastali w Teatrze Rozmaitości nie mieli za sobą jakichś specjalnych dokonań. Rozumiem, że cezura jest cezurą, ale przyjęcie takich, a nie innych ram omawianego zjawiska nie wyklucza przecież podania wcześniejszych dokonań Jarzyny i Warlikowskiego. Zwłaszcza, że właśnie wcześniejsze realizacje Grzegorza Jarzyny (chociażby sławny „Bzik tropikalny” w rzeczonych Rozmaitościach) nie zasługują na zbycie ich słowami, że to „zaledwie trzy spektakle”. Krzysztof Warlikowski, zanim zaczął reżyserować w Rozmaitościach także miał na swoim koncie kilka szeroko komentowanych i cenionych przez krytykę spektakli.

Świerczyńska pisze także, że Teatr Rozmaitości za okresu dyrekcji Jarzyny wziął kurs na zbudowanie nowej jakości teatralnej, i ani słowem nie zająknie się o wcześniejszych podwalinach, które widać już było za wcześniejszej dyrekcji Piotra Cieplaka (chociażby wspomniany „Bzik tropikalny”).

Artyści TR Warszawa należeli do pokolenia młodych ludzi, którzy odrzucili obowiązujący teatralny kanon, do pokolenia nazwanego przez Piotra Gruszczyńskiego (notabene w latach 2005 – 2008 był kierownikiem dramaturgicznym TR Warszawa) pokoleniem ojcobójców. Przedmiotem spektakli Jarzyny i Warlikowskiego – jak pisze Świerczyńska – był człowiek funkcjonujący w obrębie kultury masowej. Jednak taka diagnoza to uproszczenie niezwykle krzywdząca dla obu twórców.

Świerczyńska analizuje przedstawienia obu artystów wytrychem Junga (przedstawienia Warlikowskiego) i wytrychem surrealizmu (spektakle Jarzyny) dobierając odpowiednie fragmenty ich spektakli. Cóż można i tak, ale gdzie rzetelność badacza?

Nietrafiona jest także konstatacja Świerczyńskiej, że Teatr Rozmaitości Jarzyny i Warlikowskiego wykazuje „podobieństwo z Redutą Osterwy i Teatrem Laboratorium”. To, że aktorzy TR Warszawa wyjeżdżali razem na wakacje miało chyba niewiele wspólnego ze wspólnymi wakacjami aktorów Reduty, podczas których próbowali nowe spektakle, by potem objeżdżać z nimi głęboką prowincję II Rzeczpospolitej. Także podobieństwo do laboratoryjnego charakteru Teatru Laboratorium wydaje się być naciągane.

Nie przemawia także do mnie określenie wizerunku artysty jako donżuana w przypadku Grzegorza Jarzyny, a dandysa w przypadku Krzysztofa Warlikowskiego.

Monografia Świerczyńskiej jest pełna potknięć. Nagina obraz Teatru Rozmaitości do konstruowanych przez autorkę teorii. Najcelniej rozprawiła się z tą monografią Joanna Targoń w artykule „Fan fiction” w „Didaskaliach” (ZOBACZ ARTYKUŁ). Zgadzam się z jej konstatacjami w całej rozciągłości.


Justyna Świerczyńska, „Teatr Rozmaitości Jarzyny i Warlikowskiego”
Wydawnictwa Drugie, Warszawa 2019

Powiązane

Zobacz również

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności